12:33

1 (Prolog)

Dla sprostowania powiem, że kanon chyba niezbyt występuje. Złota Trójca aktualnie jest na siódmym roku w Hogwarcie, nie lata po lesie za horkruksami, a Dumbledore ma się dobrze i wcina dropsy :D



Gdyby była jeszcze małą dziewczynką i ktoś powiedziałby, że jest czarownicą, wyśmiałaby go. Gdyby ktoś jej powiedział, że stanie się najlepszą uczennicą Hogwartu, także by go wyśmiała. Gdyby ktoś jej powiedział, że historia lubi zataczać koło i porywać w swoje objęcia, pewnie zostawiłaby to bez komentarza, lub po prostu wyśmiała. A co najważniejsze, gdyby ktoś jej powiedział, że zapała uczuciem do mężczyzny starszego o prawie 20 lat, zapewne śmiałaby się do łez i wyrzuciła tego kogoś za drzwi.



   Donośne stukanie obiło się w jej głowie i zmusiło do uniesienia zaspanych powiek. Na początku sądziła, że to tylko sen, ale spostrzegła Neville’a, który najwidoczniej sądził, że przez okładanie się książką, przyswoi więcej wiedzy. Przetarła dłonią twarz i podparła się na łokciach.


-Neville, wszystko w porządku?


 -Mam dość-jęknął chłopak i opadł zrezygnowany na blat- Nie mogę nic zapamiętać, a jeśli jutro nie zaliczę eliksiru, to Snape mnie na pewno przeklnie.


-Nie martw się. Zrób sobie trochę przerwy, a potem powtórz to jeszcze raz i idź spać. To najlepsze rozwiązanie- zaproponowała i zamknęła swoje książki, na których ucięła krótką drzemkę. Chłopak pokiwał głową i wstał z krzesła, masując kark.


-Chyba pójdę do kuchni. Dziś profesor Sprout patroluje korytarze, a u niej raczej mam taryfę ulgową. Skrzaty robią najlepsze kakao, chcesz też?- obrócił się do Hermiony, która także wstała ze swojego miejsca, wyraźnie zmęczona i obolała. Pokręciła tylko głową i zniknęła na krętych schodkach, które prowadziły do dormitorium dziewczyn. Już od południa siedziała nad grubymi woluminami, starając się zapamiętać jak najwięcej. Nie potrafiła oddać się w ramiona Morfeusza, dopóki nie przyswoiła odpowiedniej, dziennej dawki wiedzy, którą obrała na początku siódmej klasy. Harry z Ronem zgodnie twierdzili, że najprawdopodobniej nie dotrwa do końca roku, jeśli będzie prowadziła taki tryb życia. Oczywiście nie przejmowała się ich burczeniem i ukrytą troską, bo sama wiedziała co, i w jakiej ilość, jest dla niej odpowiednie. Zamknęła za sobą cicho drzwi i po omacku dotarła do łóżka, uderzając się przy tym o grzejnik, na którym razem z Parvati Patil i Lavender Brown, suszyły swoje ubrania. Przebrała się szybko w koszulę i opatuliła ciepłą kołdrą, wzdychając z zadowolenia. 
 Najwspanialszym momentem całego dnia, była chwila, kiedy mogła się wreszcie położyć i odpocząć. 

Niestety noc nie trwała wiecznie i zazwyczaj budziła się dużo szybciej, niż by chciała. Tym razem było dokładnie to samo, bo ledwo zasnęła, już musiała wstać na śniadanie, które odbywało się godzinę przed zajęciami. Zeszła do Wielkiej Sali i usiadła obok chłopaków, którzy nalewali mleka do miseczek. Ron nałożył sobie kiełbasek i kilka pasztecików na wypadek, gdyby się skończyły.


-Wyglądasz marnie, Hermiono.


-I tak też się czuje.


-My z Ronem nie żartujemy. Naprawdę się wykończysz.


-Daj spokój, Harry. To ostatnio rok, dlatego muszę się przyłożyć. I wam też radze.- chłopak zostawił to bez komentarza i wrócił do jedzenia zupy mlecznej. Jak co dzień, rzuciła szybkie spojrzenie na poszczególne stoły i z rozbawieniem stwierdziła, że profesor Dumbledore macza brodę w herbacie, a profesor Trelawney znów wróży Snape’owi z fusów po kawie, którą ledwo zdążył wypić, bo wieszczka wyrwał mu ją z ręki. Hermiona zjadła swoje kanapki i jako pierwsza wstała od stołu.


-Mam Mugoloznawstwo. Zobaczymy się na Eliksirach- pokiwała im na pożegnanie i wyszła z sali, szybko przemierzając korytarze. 
Na Mugoloznawstwo nie chodziło wielu uczniów, ale dzięki temu, można było więcej zapamiętać i się nauczyć, bo w klasie nie panował ciągły harmider. Weszła do niewielkiego pomieszczenia z różnymi przyrządami mugoli, które znała doskonale z domu. Zajęła miejsce w pierwszej ławce i wypakowała swoje książki.
 
*

Od dłuższej chwili wędrowała wzdłuż ściany na siódmym piętrze i mruczała pod nosem wyraźnie skupiona na tej czynność. Nagle znikąd w ścianie ukazały się masywne drzwi z różnymi zdobieniami i klamką w kształcie lwa. Otworzyła je powoli i uśmiechnęła się pod nosem, widząc asortyment Pokoju Życzeń. Pomieszczenie wydłużyło się i przypominało teraz niekończący się korytarz. Na ścianach wisiały różnorodne mugolskie obrazy, a obok nich tabliczki z dokładnymi opisami. Hermiona ruszyła powoli wzdłuż pierwszej wystawy i wyciągnęła z torby notatnik. Profesor Burbage zadała im pracę na temat mugolskich malarzy i ich dzieł, a tak się składało, że Pokój Życzeń zawierał to, czego się najbardziej pragnęło.


Co prawda pochodziła z mugolskiej rodziny i nieraz chodziła z rodzicami do galerii, ale przebywanie od siedmiu lat z czarodziejami robiło swoje i teraz nie mogła przyzwyczaić się, że obrazy nie były ruchome. Z ciekawością zatrzymywała się przed niektórymi i podziwiała dzieła, przede wszystkim tych starszych, nieżyjących już artystów. Niektóre z obrazów wyglądały jak fotografie, można było dać się oszukać wspaniałej iluzji, na którą składały się barwy i idealna gra światła. Jedno z malowideł rzuciło jej się w oczy i podeszła do niego zaintrygowana. Na płótnie namalowana była kobieta o czarnych, ładnie ułożonych włosach, ubrana w długą, pomarańczową suknie. Na jej twarzy błąkał się delikatny, ale zmysłowy uśmiech i mimo tego, że spod materiału widać było jej kobiece kształty, Hermiona miała wrażenie, że kobieta jest zadowolona ze swojego wyglądu. Odeszła kawałek od ściany i przyjrzała się swoim udom, rękom i brzuchowi, który krył się pod szatą. Sama miała podobne do kobiety kształty , ale ona niestety nie była z tego faktu zadowolona i nie miała żadnych powodów, by czuć się seksownie i atrakcyjnie. Prychnęła tylko pod nosem, zdając sobie sprawę, że nie przyszła się przecież użalać nad sobą, a porobić notatki, by później w spokoju napisać esej. Podeszła znów pod ścianę i rzuciła wzrokiem na tabliczkę : John William Godward, ur. 9 sierpnia 1861, zm. 13 grudnia 1922 – angielski malarz reprezentujący schyłek wiktoriańskiego neoklasycyzmu. Tuż nad ramą, wielkimi, złotymi literami wypisana była nazwa: Nerissa, 1906*.


Hermiona dokładnie zanotowała wszystkie informacje i ruszyła dalej, coraz bardziej zachwycona tym miejscem. Przez chwilę miała wrażenie, że ktoś śledzi jej ruchy i przypatruje się uważnie, ale kiedy omiotła wzrokiem pokój, pokręciła tylko głową nad swoją głupotą. Była sama, nikogo nie było, a ona znowu zachowuje się jak paranoiczka. Poprawiła torbę na ramieniu i przeszła na drugą stronę pokoju, gdzie znajdowały się malowidła zamków, domów i statków. Nie była pewna, ale jeden z nich chyba widziała, kiedy była młodsza. Podeszła do niego bliżej i przyjrzała się wielkiej ramie, na której prym wiódł ogromny statek, dopiero wypływający z portu. W oddali widać było tłum gapiów, którzy zapewne kiwali w stronę kolosa. I wtedy to dostrzegła. Ledwie zauważalny ruch tuż przy statku. 
Zmrużyła mocno oczy i wpatrywała się w jeden punkt i aż wciągnęła powietrze, gdy zdała sobie sprawę, że namalowane fale wody faktycznie się poruszają i z każda chwilą robią tą szybciej i gwałtowniej, jakby same, z nieznanych przyczyn ożywały. Hermiona uniosła dłoń i przejechała palcami po obrazie, a wtedy coś ją szarpnęło i ujrzała tylko ciemność.
 
***

Severus Snape miał już po dziurki w nosie tego całego, przeklętego dnia. Nauczanie z całą pewnością nie było jego powołaniem, dlatego po wszystkich zajęciach, czuł się tak źle, że nie cieszył się nawet z patrolowania korytarzy i możliwości odjęcia dużej ilości punktów wszystkim tym, co znajdą się na jego drodze. Otulił się szczelniej szatą i ruszył pustym korytarzem siódmego piętra. Nie musiał się wysilać, bo nagle zza zakrętu wyszła Granger. Dziewczyna skręciła w przeciwnym kierunku, przez co w ogóle go nie zauważyła. Jego usta same wykrzywiły się w ironicznym uśmiechy, bo wiedział, że tam gdzie ta dziewucha, tam też Potter i Weasley. Był pewny, że ta trójka znowu coś planowała, spiskowała, ale on już postara się o to, aby zostali solidnie ukarani. Przyłapie ich na gorącym uczynku i od razu zaprowadzi do Dumbledore’a, który tym razem będzie musiał coś z nimi zrobić.
 
Spojrzał szybko za siebie, upewniając się, że nikogo nie ma i rzucił zaklęcie kameleona. Szedł za Granger powoli i spokojnie, mając nadzieję, że dziewczyna nie wyczuje jego obecności. Miał ochotę klasnąć w dłonie, kiedy Gryfonka chodziła wzdłuż ściany naprzeciw gobelinu z Barnabaszem Bzikiem i trollem, mocno zaciskając powieki. Podszedł bliżej i gdy ich oczom ukazały się bogato zdobione drzwi, wślizgnął się do środka zaraz za nią. Był pewny, że w Pokoju Życzeń zastanie Pottera z Weasleyem, ale zdziwił się ogromnie, gdy zdał sobie sprawę, że jest sam z Granger, a na dodatek pomieszczenie stało się jedną, wielka wystawą sztuki. Westchnął zrezygnowany i zacisnął pięści, bo znów jego plan spełzł na niczym. Przystanął niedaleko drzwi i obserwował dziewczynę, która co chwilę notowała w zeszycie, przechadzając się wzdłuż ściany. 
W pewnym momencie miał ochotę parsknąć, kiedy Granger zaczęła oceniać swoje ciało. Było to tak komiczne, że musiał odwrócić wzrok. Kobiety, a już w ogóle uczennice były zmorą jego kariery nauczycielskiej. Jako jedenastolatki były tak strasznie irytujące, że sam się sobie dziwił, że znosi lekcje z pierwszakami. Niestety, gdy dojrzewały, ich irytujący sposób bycia, mówienia i poruszania rósł razem z nimi, dlatego nie miał pojęcia, która wersja jest gorsza: ta młodsza, czy ta starsza.


Jedno, co różniło Granger od reszty, była zdecydowanie inteligencja i niestety sam musiał to przyznać. Dlatego nie zdziwił się, kiedy dziewczyna obejrzała się za siebie i obserwowała chwilę pokój. Najwidoczniej musiała wyczuć jego obecność. Kiedy wróciła do swojego zadania, on sam powoli ruszył w jej kierunku i patrzył uważnie. Była śmieszna. Niska, lekko zaokrąglona, jej włosy opadały i wiły się na wszystkie strony, a czujne oczy rejestrowały każdy najdrobniejszy szczegół. Zaczynało mu się nudzić i dłużyć, dlatego z ulgą przyjął fakt, że dziewczyna wreszcie zmierzała na drugą stronę sali, by przejrzeć ostatnie już obrazy. Stał niecałe pięć kroków od niej, kiedy to się stało. Granger dotknęła płótna, a po chwili już jej nie było. Najszybciej jak mógł, cofnął zaklęcie kameleona i podbiegł do wielkiej ramy. Czuł gulę, która rosła w jego gardle, a oddech znacznie przyspieszył. I niby, co ma teraz powiedzieć dyrektorowi? I dlaczego, to zawsze muszą być Gryfoni… Czemu to oni muszą popadać w kłopoty? Warknął zirytowany i rozejrzał się po pokoju, ale dziewczyny nigdzie nie było. Znów spojrzał na obraz i tak samo, jak ona, wyciągnął dłoń w stronę płótna. Gdy jego długie, blade palce przejechały po namalowanej wodzie, coś mocno go szarpnęło, a przed oczami nie widział zupełnie nic oprócz wszystko ogarniającej ciemności.
_______________


* Nerissa


4 komentarze:

  1. Witaj. :)
    Dopiero dziś trafiłam na Twojego bloga i melduję, że zabieram się za czytanie.
    Masz bardzo przyjemny styl pisania, historia zaczyna się bardzo intrygująco i nie pozostaje mi nic innego niż prześledzić resztę rozdziałów.
    Pozdrawiam
    bullek

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie się zapowiada :).

    OdpowiedzUsuń
  3. zgadzam się z komentarzami u góry dobry początek wracam do czytania

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawie się zapowiada

    OdpowiedzUsuń