19:14

8

No nareszcie ! Nowy post na nowym blogu, hyhyhy :P
Trochę mi zajęło pisanie. Skończyłam wczoraj o 1 w nocy i ledwo widziałam na oczy :P
Szczere podziękowania dla katii_black, która wspierała mnie w późnych godzinach, dodawała sił, a nawet przyczyniła się do powstania "uroczej" scenki podczas kolacji z Astorami^^
Miłego czytania i czekam na komentarze, bo specjalnie dla Was rozdział dłuższy niż poprzednie! <3


  
   W idealnie dopasowanym garniturze czuł się co najmniej dziwnie. Przez wszystkie lata nauki w Hogwarcie przyzwyczaił się do swej szaty i obszernej peleryny, którą zawsze i wszędzie mógł się szczelnie okryć, a teraz miał wrażenie, że świeża koszula zbyt mocno przylega do jego szczupłej sylwetki i będzie odkrywać przed innymi jego ciało. Zapiął szybko guziki od czarnego fraku, by chociaż w minimalnym stopniu poczuć się pewniej.              

Granger siedziała sztywno na jednym z twardych foteli i co chwilę przygryzała wargę. Znał ją wystarczająco, by wiedzieć, że robiła tak, ilekroć odczuwała napięcie i stres. Posłał jej zirytowane spojrzenie, gdy do nerwowego nawyku dołączyła swoje paznokcie, które obgryzała zawzięcie, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że w ogóle robi coś tak nieapetycznego. Gdy nadal nie uzyskał oczekiwanej reakcji, obrócił się w stronę ogromnego lustra, które wisiało obok szafy i chwycił czarną muchę, którą pani Graham przyniosła wraz z jego nowym strojem. Zawiązał ją jednym machnięciem różdżki, bo nie miał ochoty bawić się z tym własnoręcznie. Odgarnął jeszcze z czoła niesforne kosmyki ciemnych włosów i skrzywił się, gdy napotkał odbicie własnych oczu.

- Długo jeszcze?- usłyszał głos dziewczyny. Stała tuż za nim i patrzyła na niego zniecierpliwiona.

- Spieszy ci się?

- Minęło już piętnaście minut odkąd była tu pani Graham. Powinniśmy już wyjść.

- Minęło dokładnie trzynaście i pół, Granger. To znaczy, że mam jeszcze chwilę. Idź sobie. - rzucił oschle i obrócił się w jej kierunku, zerkając na nią z niesmakiem. - Tylko nie zjedz swoich paznokci, bo będziesz wyglądała jeszcze gorzej.

- Dziękuję. Miło z pana strony. - zgrabnie odbiła piłeczkę. Stała przed nim trochę wyższa niż zwykle przez buty na obcasie, w idealnie dobranej sukni i z uwydatnionym biustem. Zerknął na nią raz jeszcze i odwrócił się z powrotem do lustra. Nie chciał na nią patrzeć i najchętniej zamknąłby ją w kabinie, byle uzyskać odrobinę spokoju. Kątem oka widział, że nie przemieściła się nawet o cal i jak na złość zaczęła tupać obcasem o ziemię. Nigdy nie był zmuszony do spędzenia czasu z jakimkolwiek uczniem poza lekcjami, dlatego jego pokłady cierpliwości, które i tak posiadał w minimalnych ilościach, zostały wystawione na ciężką próbę.

- Profesorze, ja naprawdę nie lubię się spóźniać. Chce już tam iść, zjeść i wrócić.

- Granger, jakbyś nie zdawała sobie sprawy, to dzięki tobie tu jesteśmy. Dzięki twojemu genialnemu pomysłowi. – uciął krótko i ruszył wreszcie w stronę drzwi. Dziewczyna szła zaraz za nim. Niemal czuł jej oddech na swoich plecach, więc zatrzymał się i przepuścił ją przodem.

- Idź. Nie lubię, jak ktoś mi sapie za plecami.

Zmrużyła lekko oczy, ale nie odpowiedziała, tylko wyszła na korytarz. Wielu pasażerów zmierzało już do głównego holu, z którego można było przejść do jadalni. Dystyngowane damy w kolorowych sukniach kroczyły dumnie, trzymając blisko mężów, jakby za wszelka cenę chciały pokazać przynależność do swoich „panów”. Snape zamknął drzwi i stanął obok, wysuwając w jej stronę ramię. On również przyglądał się ludziom, jednak nie krył się ze swoim wstrętem, a nawet prychnął pod nosem, gdy dostrzegł starszą panią, która kręciła biodrami tak mocno, że inni schodzili jej z drogi.
 

Hermiona ujęła go za ramie i chwyciła mocniej niż zamierzała, bo spojrzał na nią pytająco. W odpowiedzi pokręcił głową i ruszyła do przodu, zerkając uważnie pod nogi. Gdy znaleźli się na szczycie schodów i dojrzeli Astorów czekających cierpliwie na dole, Snape przybrał swoją idealną maskę spokoju i szedł powoli, patrząc przed siebie. Ona z kolei trzymała go jeszcze mocniej, a z każdym stopniem jej serce przyspieszało i tłukło tak bardzo, że niemal brakowało jej tchu. Główny hol pachniał świeżością, ale w połączeniu z taką ilością osób, zapach mieszał się z duszącymi oparami przeróżnych perfum i smrodem cygar, który przylatywał z palarni. Hermiona dygnęła przed miliarderami i posłała ciepły uśmiech Helen, która najwyraźniej cieszyła się, że mogła jej coś podarować.
 

- Miło nam, że możemy zjeść wspólnie kolację. Zapraszamy do naszego stolika- John Astor wyglądał na pewnego siebie i prowadził ich spacerowym krokiem wprost do wejścia. Wielkie, szklane drzwi, otwierał młody mężczyzna, który kiwał głową w stronę każdego pasażera.
 

Jadalnia pierwszej klasy była ogromna. Z tyłu znajdował się mały bar, a między okrągłymi stolikami lawirowali kelnerzy i podawali przystawki. Co chwilę ktoś się z nimi witał, uśmiechał, jakiś mężczyzna poklepał Snape’a przyjacielsko po plecach, na co ten zmarszczył się i Hermiona specjalnie zacisnęła palce na jego ręce, by opanować jego rosnącą irytację. Czujnym wzrokiem śledził każdy ruch, jakby obawiał się zagrożenia w takim tłumie, co niestety nie uspokajało Hermiony. Jego niepokój udzielał się również jej, przez co miała wrażenie, że gorset opina się na niej jeszcze bardziej i dusi z taką niewyobrażalną mocą, jakby chciał połamać jej żebra. Nawet spojrzała ukradkiem na swojego profesora, czy czasem z ukrycia nie rzuca na nią zaklęcia, ale widząc jego zacięta minę, wiedziała, że skupiony jest wyłącznie na sali i ludziach.
 

Astorowie przystanęli w końcu przy stoliku, który znajdował się na końcu jadalni w kącie. Panowie odsunęli krzesła ukochanym, więc Snape nie mógł być gorszy i uczynił to samo. Hermiona posłała mu wdzięczny uśmiech i usiadła zgrabnie. Severus usiadł obok niej, jednak cały czas wyglądał na spiętego. Było to dziwne, że smierciożerca, który każdego dnia siał postrach wśród uczniów, mógł mieć drobne słabości i uczucia, jak każdy normalny człowiek.
 

Nawet nie zdążyła poprawić sukienki, kiedy zjawił się kelner i podał im przystawkę składająca się z ostryg belons. Spojrzała na danie z lekką obawą, ale gdy spostrzegła, że rodzina Astorów wydaje się zachwycona i zabiera się za jedzenie, zrobiła pewniejszą minę i ujęła w dłonie sztuce. Snape również nie wyglądał na zadowolonego, ale zabrał się bez słowa za owoce morza i musiała przyznać, że sprawiał wrażenie tak pewnego siebie, jakby pół swojego życia żywił się wytrawnymi daniami.
Przełknęła jedną z ostryg, ale musiała przyznać, że w połączeniu z cytryną i delikatnym sosem smakowała wybornie.

- Panie Snape, proszę, niech pan opowie, skąd pasja do mody i projektowania? Nie często można spotkać mężczyznę w takim zawodzie. - Jon wytarł swoje wąskie usta materiałową serwetką i oparł się wygodnie o krzesło, patrząc intensywnie na Severusa.

- Tak wyszło… Lubię być oryginalnym człowiekiem. Nie szufladkuję się i zawsze ciągnęło mnie w stronę projektów. Z czasem przełożyło się to na ubrania, a później poznałem ojca Hermiony i pogłębiłem swoją pasję. - rzucił bez mrugnięcia okiem.

- Och, to znaczy, że wasze małżeństwo zostało wcześniej zaaranżowane?

- Helen…- Madelaine posłała córce karcące spojrzenie, na co dziewczyna wbiła wzrok w porcelanowy talerz i zacisnęła mocniej usta. Hermiona uśmiechnęła się w stronę pani Astor i pokiwała głową na znak, że nie przeszkadza jej pytanie.

Prawie podskoczyła na krześle, kiedy poczuła na swoim udzie delikatnie zaciskającą się dłoń. Obróciła głowę w stronę Snape’a, który w drugiej ręce trzymał kieliszek z winem i kołysał nim lekko. Uśmiechnęła się, gdy i on na nią spojrzał, ale z całych swoich sił i umiejętności starała się przekazać mu wzrokiem, że to, co właśnie robi, jest niestosowne. On jednak uniósł lekko kącik ust.

- Moja droga, wolę, kiedy to ty opowiadasz o naszym spotkaniu. Dobrze wiesz, że nie jestem w tym najlepszy.

A więc o to mu chodziło. Znowu chciał, żeby to ona wymyślała ich historie życia, a później zapewne, gdy już wrócą do swojego pokoju, nawrzeszczy na nią i zruga za niedorzeczne pomysły.

- Oczywiście, kochanie. - Odpowiedziała z przesadną słodyczą, przez co zarobiła sobie bolesne uszczypnięcie w udo. – Nasze małżeństwo nie było zaaranżowane przez moich rodziców, chociaż z tego, co nam wiadomo, ojciec z początku miał takie plany. Nie zdążył ich jednak wprowadzić w życie, ponieważ sami zaczęliśmy odczuwać potrzebę spotykania się, a w konsekwencji zostaliśmy parą. Mój ojciec jest duszą towarzystwa i od zawsze miał liczne grono znajomych, w tym Severusa. Pamiętam, że z początku, gdy odwiedzał ojca raczej głównym ich tematem była sztuka. Ojciec uwielbia wszelkiego rodzaju obrazy, rzeźby i inne drogocenne rzeczy, a Severus w tamtym czasie szukał pomysłów do swych projektów. Z tego, co pamiętam, to wtedy zaczął powoli wkraczać w świat mody, prawda, Severusie? - zapytała, niemal śpiewająco i położyła swoją drobną dłoń na jego ramieniu. Z ukrytą satysfakcją dostrzegła błysk niezadowolenia, który ukrył prędko słabym uśmiechem i przytaknięciem. - Gdy dowiedziałam się o tym, że łączy nas wspólna pasja, zaczęłam mu się częściej przyglądać, z czasem pozwoliłam sobie na krótkie rozmowy, aż w końcu doszliśmy do wniosku, że warto podjąć współpracę. Z tego względu, że rodzice mieli w ukrytych planach nas połączyć, byli bardzo zadowoleni, gdy ogłosiliśmy zaręczyny.

- Zaskakujące! – Helen faktycznie sprawiała wrażenie zadowolonej. Jej narzeczony, Charles trzymał jej dłoń w swojej i kciukiem kreślił małe kółka na bladej skórze.- My z Charlesem również poznaliśmy się przez rodziców i również przypadliśmy sobie do gustu bez ich interwencji.

- Najwidoczniej nie tylko pasja do mody nas łączy- Hermiona uniosła w jej stronę swój kieliszek. Po chwili toast wnieśli zarówno Astorowie, jak i jej przyszywany mąż.

Po pewnym czasie miała wrażenie, że atmosfera przy stoliku uległa znacznej poprawie i rozluźnieniu. Nie miała pojęcia, czy to przez to, że wszyscy zaczęli się lepiej poznawać, czy przez fakt, że zaczynała pić już trzeci kieliszek wina. Snape cały czas trzymał swoją dłoń na jej nodze, chyba że był w trakcie spożywania kolejnego dania.
Był naprawdę specyficznym mężczyzną, ale dzięki temu, że znała jego sposób bycia, bez trudu odgadła jego gesty. Nie musiał mówić, by wiedziała, czego od niej oczekuje. Delikatne zaciśnięcie palców na udzie oznaczało, że to ona ma zabrać głos. Gdy uścisk był silny i stanowczy, dawał jej znak, że lepiej, aby się nie odzywała i zostawiła to jemu, a gdy szczypał ją boleśnie, wiedziała, że oznacza to niezadowolenie i karcenie za jej słowa lub gesty.

Astorowie, mimo początkowych obaw, okazali się wspaniałą rodziną. Helen była pełna wigoru i bardzo przypominała Stellę, a jej rodzice okazywali im wiele szacunku i interesowali się wszystkim, o czym zechcieli mówić. Jedynie Charles milczał i był raczej typem obserwatora, identycznie jak Snape, który od czasu do czasu zabierał głos w tematach, o których sama miała nikłe pojęcie.

- … i wtedy niechcący sam się potknąłem, ale dzięki temu, że chwyciłem się pana Larsa, on nie runął na ziemie. Był pewny, że mu pomogłem i przez to podpisaliśmy umowę tego samego wieczoru! - John śmiał się tak głośno, że kilku innych pasażerów spoglądało w ich stronę. Jego wąsy ruszyły się za każdym razem, gdy chichotał, a wyglądało to tak komicznie, że Hermiona nie potrafiła ukryć rozbawienia. Pani Astor starała się dyskretnie otrzeć kilka łez spływających po jej wypudrowanych policzkach, a jego przyszły zięć chichotał ukryty za ramieniem narzeczonej. Tylko Snape został niewzruszony i udawał, że obserwowanie ludzi siedzących wkoło jest o wiele ciekawsze.

- Mógłby pan jeszcze raz przypomnieć, czym konkretnie się pan zajmuje?- Gryfonka opanowała się wreszcie i za wszelką cenę starała się omijać wzrokiem jego wąsy.

- Proszę mi wybaczyć, ale skoro spędzimy na Titanicu te parę dni, a później zapewne również będziemy mieli okazję ze sobą przybywać, proponuję, abyśmy odrzucili wszelkie grzeczności i zwracali się do siebie mniej oficjalnie. Panie Snape, czy to nie będzie problem?

- Sądzę, że to wiele ułatwi. - Severus wreszcie skupił się na ich stoliku.

- Wspaniale. Tak więc Hermiono… - John posłał jej uśmiech, a ona znów miała ochotę zachichotać, kiedy zauważyła, że kilka kropel wina pozostało pod jego nosem. Snape jakby wyczuł jej zamiary, bo kolejny raz ją uszczypnął. Tym razem nie została bierna i jej ręką powędrowała niezauważona na jego nogę, w połowie przykrytą białym obrusem. Była pewna, że chwyci go za udo, jednak, kiedy wyczuła coś miękkiego, otworzyła szerzej oczy.
W tym samym momencie jego ręka, która spoczywała na sukni, przykryła jej dłoń i zatrzasnęła się w żelaznym uścisku tak szybko, że nie zdążyła opanować zdziwienia. Miała wrażenie, że Mistrz Eliksirów chce zmiażdżyć jej wszystkie kości, ale po chwili zrzucił jej zdrętwiałą dłoń ze swego krocza, wyglądając przy tym zupełnie niewinnie.

W tym czasie John Astor opowiadał z zapałem o swoim luksusowym hotelu St. Regis w Nowym Jorku oraz współpracy z innym nowoczesnym hotelem Waldorf- Astoria. Hermiona patrzyła na niego, udając, że jest niebywale zainteresowana, chociaż w głębi wyła z rozpaczy nad swoją głupotą.
Chciała dopiec Snape’owi, a wpakowała się w jeszcze większe kłopoty.
 

Marzyła, by obudzić się nagle z tego koszmaru, ale wiedziała, że nic z tego. Snape był prawdziwy, siedział obok, znów pijąc wino i zachowując kamienny wyraz twarzy. Jednak jego zaciskająca się na nożu pięść uświadamiała ją, że jest wściekły i gdyby tylko mógł, rozerwałby ją na strzępy.

Do końca kolacji nie odezwała się ani słowem. Uśmiechała się tylko, kiwała głową i starała wyglądać na najszczęśliwszą kobietę na statku. Odliczała kolejne minuty z nadzieją, że za chwilę będzie mogła wyjść z jadalni i zaszyć się w sypialni. Prawdopodobnie udawałaby, że śpi, byleby tylko Snape jej nie dopadł.

- Moi drodzy, a teraz zapraszamy do drugiej sali. - Madeleine wskazała na drzwi, które znajdowały się przy barze. Gryfonka nie zwróciła na nie wcześniej uwagi, prawdopodobnie dlatego, że przez całą kolację były zamknięte. Jednak teraz goście odchodzili od stolików i kierowali się właśnie w tamtym kierunku. Pani Astor zasunęła za sobą krzesło i kontynuowała.
 

– Usiądziemy sobie w wygodnych fotelach, wypijemy po jeszcze jednym kieliszku wina i zatańczymy. Muszę przyznać, że orkiestra jest wyjątkowa i gra piękne melodie. Prawda Johnie? - ujęła swego męża pod rękę i ruszyła przodem. Zaraz za nimi szła Helen z narzeczonym, więc i oni zmuszeni byli podążyć do drugiego pomieszczenia. Snape bez słowa wystawił w jej kierunku ramie i szedł, nie zwracając na nią uwagi. Jednak kiedy Astorowie zniknęli w tłumnie, zwolnił kroku, odciągnął ją na bok i nie zważając na gapiów, szarpnął za rękę.

- Słuchaj uważnie, Granger. Jeszcze jedna taka wpadka, a nie ręczę za siebie. To, że jesteś głupiutką nastolatką, nie usprawiedliwia twoich zapędów. – wysyczał, patrząc intensywnie w jej czekoladowe oczy. Miała wrażenie, że przeszywał ją na wylot i już samo jego spojrzenie powodowało u niej dreszcze.

- Profesorze, to nie tak...Ja wcale nie chciałam. Nie myślałam… To przypadkiem…

- Dokładnie, Granger. Nie myślisz.

- Naprawdę mi wstyd. - jęknęła i zakryła oczy drżącymi dłońmi. Zdawała sobie sprawę, że jest kompletną idiotką, a jeśli uda im się jakimś cudem wrócić do Hogwartu, to straciła wszelkie szanse na dobrą ocenę z Eliksirów. Snape postara się o to, aby na egzaminie dostała najgorsze pytania, albo nie dotrwa do testów, bo wyrzuci ją ze swoich zajęć i nawet wstawiennictwo profesor McGonagall nie pomoże. Spięła się, gdy poczuła jego palce, które oderwały jej ręce.
 

- Skończ wreszcie i chodź już. Chciałbym wrócić do kajuty jeszcze dziś.

Skinęła potulnie głową i ruszyła z nim, wypatrując Astorów. Siedzieli niedaleko wejścia w dużych, miękkich fotelach, a na stoliku stała taca z sześcioma kieliszkami oraz pełną butelką czerwonego wina.

- Jesteśmy! - dziewczyna usiadła w wolnym fotelu i założyła nogę na nogę. Charles zabrał się za nalewanie alkoholu, a rodzice Helen obserwowali pierwsze pary, które wyszły na środek sali. Muzyka grana przez ośmiu mężczyzn różniła się bardzo od znanych jej utworów. Kawałki jazzowe nigdy nie porywały jej do tańca, jednak patrząc na pasażerów, to właśnie takie rytmy lubili najbardziej.
 

Severus siedział od niej dalej niż przy kolacji i była za to wdzięczna, bo nie zniosłaby, gdyby siedzieli ramię w ramię.
Przy drugim kawałku do tańca dała się porwać córka Astorów, która wirowała zachwycona w objęciach Charlesa. Kilka kosmyków brązowych włosów uwolniło się z jej idealnej fryzury i opadały delikatnie na ramiona. Hermiona zastanawiała się, ile dziewczyna może mieć lat. Nie wyglądała na starszą od niej, więc istniała szansa, że były w równym wieku.
 

- Idealnym zakończeniem tego wieczoru będzie taniec! - John porwał na nogi swoją żonę, ale za nim poszli w stronę innych par, obrócił się i spojrzał na nich.

- Proszę nie odmawiać sobie takiej przyjemności. - powiedział zachęcająco i puścił oczko do Snape’a.

- Nie jestem zbyt dobrym tancerzem. - Profesor skrzywił się lekko.

Miała nadzieję, że takie wytłumaczenie wystarczy, bo ona również nie miała ochoty bawić się razem z nim i udawać zadowolonej.

- Jestem zmuszony nalegać. – starszy mężczyzna zmarszczył lekko brwi i machnął na nich ręką. Snape westchnął cicho, przymknął na chwilę oczy i wstał ze swojego miejsca. Chwycił pierwszy kieliszek i opróżnił go dwoma łykami. Hermiona chciała zapaść się głębiej w fotel, gdy wyciągnął do niej swoją dłoń. Popatrzyła na nią niepewnie i przesunęła wzrok na jego twarz.

- Rusz się. - syknął i nie pytając o pozwolenie, porwał ją na parkiet. Stanął niedaleko Astorów, którzy przytuleni do siebie, oddawali się w rytm muzyki. Objął ją lekko w pasie i przysunął bliżej siebie.
 

- Ręka, Granger. Na moje ramię. - usłyszała złowieszcze warknięcie. Wykonała polecenie i czuła, jak jej policzki robią się coraz bardziej czerwone. Nie chodziło nawet o bliskość z profesorem, czy o to, że wyczuwała bijące od niego ciepło, ale o to, co wydarzyło się kilkanaście minut temu. Nadal miała poczucie winy i nie wiedziała, jak ma się zachować. Nie patrzyła na niego. Uciekała głową w bok, chociaż kątem oka mogła dostrzec, jak przygląda się jej uważnie. Również Astorowie patrzyli na nich od czasu do czasu, zapewne sprawdzając, jak im się podoba.

- Granger, przypominam ci, że to jest czas, w którym masz udawać. Nie ułatwiasz tego swoim zachowaniem. Wyglądasz, jakbyś miała zwymiotować.

- Nie lubię tańczyć. To dlatego. - rzuciła cicho, nadal unikając kontaktu wzrokowego.

- Czyżby? - uniósł lekko brew. Wzmocnił uścisk zarówno na jej biodrze, jak i dłoni, i zaczął prowadzić zdecydowanym krokiem. Była zdziwiona, że potrafił tańczyć. Snape, człowiek, który zapewne pół życia spędził w ciemnych lochach, uczył wiele pokoleń, szpiegował i nie raz znosił kary Voldemorta, był jedną wielką zagadką. Nigdy specjalnie nie zagłębiała się w życie prywatne swoich profesorów, chociaż zdawała sobie sprawę, że takowe posiadają. Ale wizja mrocznego Mistrza Eliksirów, który oddawał się zwykłym, codziennym czynnościom, nawet dla niej była abstrakcją.

Orkiestra przeszła w znacznie wolniejsze dźwięki, więc i oni byli zmuszeni zwolnić. Wydawało jej się, że stoi jeszcze bliżej Snape’a, ale nie wiedziała, kto zmniejszył odległość.

- Graj, Granger. – jego szept wywołał u niej gęsią skórkę. Musiała przyznać, że potrafił w genialny sposób operować głosem, dlatego bez ociągania poddała się rozkazom. W końcu była jego „żoną” i powinna pozwolić sobie na odrobinę czułości.
Oparła głowę na jego ramieniu tak, że jej usta znalazły się blisko jego karku.

Gdy wyczuł oddech, który łaskotał jego szyję, niemal warknął i odsunął ją od siebie. Dziewczyna działała mu nerwy, jednak z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że jest za nią odpowiedzialny i powinien zrobić wszystko, by wróciła cała i zdrowa do Hogwartu. Dla niego udawanie było czymś naturalnym. Traktował to jak rozrywkę, a w tym wypadku nie musiał się specjalnie wysilać. Granger była posłuszna i zdawał sobie sprawę, że jako jedna z nielicznych, darzy profesorów szacunkiem, łącznie z nim samym. W czasie kolacji miał ochotę ją zabić. Kiedy poczuł jej rękę na swoim przyrodzeniu, pierwsze co pomyślał, to, że chce go wyprowadzić z równowagi i zabawia się jego kosztem. Chociaż takie zachowanie nie leżało w naturze panny Granger i utwierdził się w tym przekonaniu, widząc jej speszenie.

Przekrzywił głowę i oparł się podbródkiem o jej miękkie włosy, bo nie mógł dłużej znieść oddechu na szyi. Poczuł, jak ręką obejmuje go mocniej za ramię i zatrzymuje się w okolicach barku. On również pozwolił sobie na śmielszy gest i przysunął ją jeszcze bliżej. Teraz już nie miał wątpliwości, że to, co ocierało się o jego klatkę, to jej piersi, które przylgnęły do niego znacząco. Przymknął oczy i skarcił się w myślach za niedorzeczności. Ale z drugiej strony… Przecież był tylko mężczyzną.

24 komentarze:

  1. Dziękuję za dedykację, kocham Twoją pisaninę, a betowanie napisanego przez Ciebie rozdziału było nader przyjemne, ponieważ robisz bardzo mało błędów. Dobra, daruję sobie ohy i ahy, bo wiesz, że każdy rozdział uwielbiam tak samo. Więc dodam jeszcze tyle, spinaj tyłek i bierz się za nexta. Twoja Katia :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Co ja mogę powiedzieć...
    Rozdział jak zawsze genialny, tylko szkoda, że bez kolejnej ciekawostki i zdjęcia :P
    Nie trudno się domyśleć jaką scenę podsunęła Ci katia :D Osobiście uważam, że to bardzo trafiona i fajna scena :D
    No i fajnie, że Snape już przechodzi od myśli "jestem jej profesorem" do "jestem mężczyzną".
    Czekam niecierpliwie na dalszy rozwój wydarzeń!
    Mio :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mioooo <3 Podoba mi się ta opcja " odpowiedz" xD Przez to nabiłam sobie więcej komentarzy, lol, hahaha xDD

      Tak, nasz Severus dorasta

      Usuń
  3. Od czego tu zacząć... Jestem tu całkiem nowa i niewiele wiem co napisać. Więc napiszę tylko, że napisałaś cudowny rozdzialik i czekam z niecierpliwością na kolejny. :) Świetnie piszesz! Aż ciarki po pleckach przechodzą, kiedy czytam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie, że w końcu nowy rozdział! :3
    Jak napisałaś o tej starszej panie do od razu sobie to wyobraziłam i nie mogłam przestać się śmiać. Serio, to musiało nieźle wyglądać. Ale jak doszłam do tej dosyć ciekawej sceny podczas posiłku to mama patrzała na mnie jak na wariatkę. Bo normalne to nie jest, że śmieje się do monitora. Dobrze, że Snape to aktor doskonały bo jakby na jego miejscu byłby ktoś inny to pewnie gwałtowniej by zareagował. No ale przecież to nie jej wina, że nie zna się na anatomii. Rozdział genialny, podoba mnie się! Weny i jeszcze raz weny! <3
    -Rose

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że Ci się podoba:D Takie komenty dodają kopa:P A Sev wiadomo, że aktor idealny^^

      Usuń
  5. Pysiame, jak zwykle rozdział cudny i fajnie, że dłuższy. Naturalnie pochłonięty z zapartym tchem <3 Katia dobrze mówi, spinaj dupencję i pisz dalej! Weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak spinam, spinam, ale jeszcze wena musi przyjść :P

      Usuń
  6. Cudowny rozdział. Scena w jadalni idealna! Twoje opowiadanie czyta się bardzo przyjemnie i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    Pozdrawiam,
    Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, scena w jadalni wymiata xD Chociaż ja na miejscu Hermy nie pozwoliłabym tak szybko zdjąć swojej dłoni, hyhyhy xDD

      Usuń
    2. Uwierz mi, ja też xD
      Ada :)

      Usuń
  7. No, jak ja kocham Severusa!!!
    Jest taki... taki... taki no wiesz, coś w stylu: aaaaaaajhasgsuysfywtw♥ :D
    Jesteś kochana, że walczyłaś do nocy z tym rozdziałem.
    Powiem Ci, opłaciło się, bo jest totalnie totalny!
    Chyba najlepszy rozdział dotychczas, jak dla mnie.
    Pisz dalej, błagam, błagam. Kocham to opowiadanie !♥!♥!♥!
    Masz taki talent, że szok :*
    Ta sytuacja, w trakcie posiłku, była niesamowita! Nie wiedziałam, czy chce mi się śmiać, czy współczuć Hermionie... Epickie :D
    Tak BTW to śliczny wygląd masz tu na blogu. Tęsknię troszkę za bloxem, ale ja sama przeniosłam bloga, tak samo jak Ty i nie żałuję.
    Czekam oczywiście na kolejny rozdział z nieustępliwą niecierpliwością. (Merlinie, ja mam manię, przez Ciebie!)
    Pozdrawiam i całuję, Magdalena Malfoy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ubóstwiam Twoje komenty xD są długie^^ zwariowane i szczere:D
      Buziaki:*

      Usuń
  8. O Merlinie, ale wpadka! X'D
    Biedna Hermiona. I w sumie Severus też. W końcu jest tylko mężczyzną, hehe...
    Katastrofa zbliża się nieubłaganie, zaś zabawa wre w najlepsze. Biedni, nieświadomi niczego ludzie.
    W każdym razie, niecierpliwie czekam na kolejny rozdział Twojego wspaniałego opowiadania.
    Pozdrawiam cieplutko ♥
    bullek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuje za te komentarze!
      Tak, ludzie nic nie wiedzą i nim ogarną to sie potopią xD Biedactwa:P
      Ja też pozdrawiam cieplutko:D

      Usuń
  9. Nie ma mnie kilka dni na blogsferze, a tu takie przenosimy!
    Rozdział cudowny, wpadka Hermiony, myślałam,ze smiecham padne.
    Dzięki Merlinowi utrzymujesz ich w kanoniczynym, niejako, zachowaniu!
    Cóż, nic dodać, nic ująć :D
    Czekam na więcej i dłużej.
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili

    Zapraszam na opowiadaniahp.blogspot.com jest tam również sevmione ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to słyszeć :D A w wolnej chwili na pewno do Ciebie wpadę :D

      Usuń
  10. Kochana moja ,scenka (wiesz o którą chodzi ) wyszła Ci idealnie ! :D
    Więcej takich "wpadek" i ze strony Severusa również.
    końcówka bardzo ładna . :D
    Na minusie takim malutkim,minimalnym,to to ,że nie dodałaś żadnego zdjęcia . :P
    Pozdrawiam
    Dużo weny.
    Twoja hoćka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcia dodam pewnie do następnego rozdziału :D
      Cieszę się, że Ci się podobało :)
      Buziaki <3

      Usuń
  11. omasjdiasjioasfoahfaihfasohiofasioashfiao jakie tło kochanie <3<3<3
    napiszesz coś dla nas w ten weekend?

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział. Akcja przy stole komiczna.. :D haha.. No coś się dzieje pomiędzy nimi. <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowny blog! *.*
    Dzięki Tobie pokochałam Titanica!
    Zwykle mnie nie interesowała ta historia, ale opisałaś to tak pięknie...

    http://huncwocka-balanga.blogspot.com/ - zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń