No nareszcie ! Nowy post na nowym blogu, hyhyhy :P
Trochę mi zajęło pisanie. Skończyłam wczoraj o 1 w nocy i ledwo widziałam na oczy :P
Szczere
podziękowania dla katii_black, która wspierała mnie w późnych
godzinach, dodawała sił, a nawet przyczyniła się do powstania "uroczej"
scenki podczas kolacji z Astorami^^
Miłego czytania i czekam na komentarze, bo specjalnie dla Was rozdział dłuższy niż poprzednie! <3
W idealnie dopasowanym garniturze czuł się co najmniej dziwnie. Przez
wszystkie lata nauki w Hogwarcie przyzwyczaił się do swej szaty i
obszernej peleryny, którą zawsze i wszędzie mógł się szczelnie okryć, a
teraz miał wrażenie, że świeża koszula zbyt mocno przylega do jego
szczupłej sylwetki i będzie odkrywać przed innymi jego ciało. Zapiął
szybko guziki od czarnego fraku, by chociaż w minimalnym stopniu poczuć
się pewniej.
Granger siedziała sztywno na jednym z twardych foteli i co
chwilę przygryzała wargę. Znał ją wystarczająco, by wiedzieć, że robiła
tak, ilekroć odczuwała napięcie i stres. Posłał jej zirytowane
spojrzenie, gdy do nerwowego nawyku dołączyła swoje paznokcie, które
obgryzała zawzięcie, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że w ogóle
robi coś tak nieapetycznego. Gdy nadal nie uzyskał oczekiwanej reakcji,
obrócił się w stronę ogromnego lustra, które wisiało obok szafy i
chwycił czarną muchę, którą pani Graham przyniosła wraz z jego nowym
strojem. Zawiązał ją jednym machnięciem różdżki, bo nie miał ochoty
bawić się z tym własnoręcznie. Odgarnął jeszcze z czoła niesforne
kosmyki ciemnych włosów i skrzywił się, gdy napotkał odbicie własnych
oczu.
- Długo jeszcze?- usłyszał głos dziewczyny. Stała tuż za nim i patrzyła na niego zniecierpliwiona.
- Spieszy ci się?
- Minęło już piętnaście minut odkąd była tu pani Graham. Powinniśmy już wyjść.
-
Minęło dokładnie trzynaście i pół, Granger. To znaczy, że mam jeszcze
chwilę. Idź sobie. - rzucił oschle i obrócił się w jej kierunku,
zerkając na nią z niesmakiem. - Tylko nie zjedz swoich paznokci, bo
będziesz wyglądała jeszcze gorzej.
- Dziękuję. Miło z pana
strony. - zgrabnie odbiła piłeczkę. Stała przed nim trochę wyższa niż
zwykle przez buty na obcasie, w idealnie dobranej sukni i z uwydatnionym
biustem. Zerknął na nią raz jeszcze i odwrócił się z powrotem do
lustra. Nie chciał na nią patrzeć i najchętniej zamknąłby ją w kabinie,
byle uzyskać odrobinę spokoju. Kątem oka widział, że nie przemieściła
się nawet o cal i jak na złość zaczęła tupać obcasem o ziemię. Nigdy nie
był zmuszony do spędzenia czasu z jakimkolwiek uczniem poza lekcjami,
dlatego jego pokłady cierpliwości, które i tak posiadał w minimalnych
ilościach, zostały wystawione na ciężką próbę.
- Profesorze, ja naprawdę nie lubię się spóźniać. Chce już tam iść, zjeść i wrócić.
-
Granger, jakbyś nie zdawała sobie sprawy, to dzięki tobie tu jesteśmy.
Dzięki twojemu genialnemu pomysłowi. – uciął krótko i ruszył wreszcie w
stronę drzwi. Dziewczyna szła zaraz za nim. Niemal czuł jej oddech na
swoich plecach, więc zatrzymał się i przepuścił ją przodem.
- Idź. Nie lubię, jak ktoś mi sapie za plecami.
Zmrużyła
lekko oczy, ale nie odpowiedziała, tylko wyszła na korytarz. Wielu
pasażerów zmierzało już do głównego holu, z którego można było przejść
do jadalni. Dystyngowane damy w kolorowych sukniach kroczyły dumnie,
trzymając blisko mężów, jakby za wszelka cenę chciały pokazać
przynależność do swoich „panów”. Snape zamknął drzwi i stanął obok,
wysuwając w jej stronę ramię. On również przyglądał się ludziom, jednak
nie krył się ze swoim wstrętem, a nawet prychnął pod nosem, gdy
dostrzegł starszą panią, która kręciła biodrami tak mocno, że inni
schodzili jej z drogi.
Hermiona ujęła go za ramie i chwyciła mocniej
niż zamierzała, bo spojrzał na nią pytająco. W odpowiedzi pokręcił głową
i ruszyła do przodu, zerkając uważnie pod nogi. Gdy znaleźli się na
szczycie schodów i dojrzeli Astorów czekających cierpliwie na dole,
Snape przybrał swoją idealną maskę spokoju i szedł powoli, patrząc przed
siebie. Ona z kolei trzymała go jeszcze mocniej, a z każdym stopniem
jej serce przyspieszało i tłukło tak bardzo, że niemal brakowało jej
tchu. Główny hol pachniał świeżością, ale w połączeniu z taką ilością
osób, zapach mieszał się z duszącymi oparami przeróżnych perfum i
smrodem cygar, który przylatywał z palarni. Hermiona dygnęła przed
miliarderami i posłała ciepły uśmiech Helen, która najwyraźniej cieszyła
się, że mogła jej coś podarować.
- Miło nam, że możemy zjeść
wspólnie kolację. Zapraszamy do naszego stolika- John Astor wyglądał na
pewnego siebie i prowadził ich spacerowym krokiem wprost do wejścia.
Wielkie, szklane drzwi, otwierał młody mężczyzna, który kiwał głową w
stronę każdego pasażera.
Jadalnia pierwszej klasy była ogromna. Z
tyłu znajdował się mały bar, a między okrągłymi stolikami lawirowali
kelnerzy i podawali przystawki. Co chwilę ktoś się z nimi witał,
uśmiechał, jakiś mężczyzna poklepał Snape’a przyjacielsko po plecach, na
co ten zmarszczył się i Hermiona specjalnie zacisnęła palce na jego
ręce, by opanować jego rosnącą irytację. Czujnym wzrokiem śledził każdy
ruch, jakby obawiał się zagrożenia w takim tłumie, co niestety nie
uspokajało Hermiony. Jego niepokój udzielał się również jej, przez co
miała wrażenie, że gorset opina się na niej jeszcze bardziej i dusi z
taką niewyobrażalną mocą, jakby chciał połamać jej żebra. Nawet
spojrzała ukradkiem na swojego profesora, czy czasem z ukrycia nie rzuca
na nią zaklęcia, ale widząc jego zacięta minę, wiedziała, że skupiony
jest wyłącznie na sali i ludziach.
Astorowie przystanęli w końcu przy
stoliku, który znajdował się na końcu jadalni w kącie. Panowie odsunęli
krzesła ukochanym, więc Snape nie mógł być gorszy i uczynił to samo.
Hermiona posłała mu wdzięczny uśmiech i usiadła zgrabnie. Severus usiadł
obok niej, jednak cały czas wyglądał na spiętego. Było to dziwne, że
smierciożerca, który każdego dnia siał postrach wśród uczniów,
mógł mieć drobne słabości i uczucia, jak każdy normalny człowiek.
Nawet
nie zdążyła poprawić sukienki, kiedy zjawił się kelner i podał im
przystawkę składająca się z ostryg belons. Spojrzała na danie z lekką
obawą, ale gdy spostrzegła, że rodzina Astorów wydaje się zachwycona i
zabiera się za jedzenie, zrobiła pewniejszą minę i ujęła w dłonie
sztuce. Snape również nie wyglądał na zadowolonego, ale zabrał się bez
słowa za owoce morza i musiała przyznać, że sprawiał wrażenie tak
pewnego siebie, jakby pół swojego życia żywił się wytrawnymi daniami.
Przełknęła jedną z ostryg, ale musiała przyznać, że w połączeniu z cytryną i delikatnym sosem smakowała wybornie.
-
Panie Snape, proszę, niech pan opowie, skąd pasja do mody i
projektowania? Nie często można spotkać mężczyznę w takim zawodzie. -
Jon wytarł swoje wąskie usta materiałową serwetką i oparł się wygodnie o
krzesło, patrząc intensywnie na Severusa.
- Tak wyszło… Lubię
być oryginalnym człowiekiem. Nie szufladkuję się i zawsze ciągnęło mnie w
stronę projektów. Z czasem przełożyło się to na ubrania, a później
poznałem ojca Hermiony i pogłębiłem swoją pasję. - rzucił bez mrugnięcia
okiem.
- Och, to znaczy, że wasze małżeństwo zostało wcześniej zaaranżowane?
-
Helen…- Madelaine posłała córce karcące spojrzenie, na co dziewczyna
wbiła wzrok w porcelanowy talerz i zacisnęła mocniej usta. Hermiona
uśmiechnęła się w stronę pani Astor i pokiwała głową na znak, że nie
przeszkadza jej pytanie.
Prawie podskoczyła na krześle, kiedy
poczuła na swoim udzie delikatnie zaciskającą się dłoń. Obróciła głowę w
stronę Snape’a, który w drugiej ręce trzymał kieliszek z winem i
kołysał nim lekko. Uśmiechnęła się, gdy i on na nią spojrzał, ale z
całych swoich sił i umiejętności starała się przekazać mu wzrokiem, że
to, co właśnie robi, jest niestosowne. On jednak uniósł lekko kącik ust.
- Moja droga, wolę, kiedy to ty opowiadasz o naszym spotkaniu. Dobrze wiesz, że nie jestem w tym najlepszy.
A
więc o to mu chodziło. Znowu chciał, żeby to ona wymyślała ich historie
życia, a później zapewne, gdy już wrócą do swojego pokoju, nawrzeszczy
na nią i zruga za niedorzeczne pomysły.
- Oczywiście, kochanie. -
Odpowiedziała z przesadną słodyczą, przez co zarobiła sobie bolesne
uszczypnięcie w udo. – Nasze małżeństwo nie było zaaranżowane przez
moich rodziców, chociaż z tego, co nam wiadomo, ojciec z początku miał
takie plany. Nie zdążył ich jednak wprowadzić w życie, ponieważ sami
zaczęliśmy odczuwać potrzebę spotykania się, a w konsekwencji zostaliśmy
parą. Mój ojciec jest duszą towarzystwa i od zawsze miał liczne grono
znajomych, w tym Severusa. Pamiętam, że z początku, gdy odwiedzał ojca
raczej głównym ich tematem była sztuka. Ojciec uwielbia wszelkiego
rodzaju obrazy, rzeźby i inne drogocenne rzeczy, a Severus w tamtym
czasie szukał pomysłów do swych projektów. Z tego, co pamiętam, to wtedy
zaczął powoli wkraczać w świat mody, prawda, Severusie? - zapytała,
niemal śpiewająco i położyła swoją drobną dłoń na jego ramieniu. Z
ukrytą satysfakcją dostrzegła błysk niezadowolenia, który ukrył prędko
słabym uśmiechem i przytaknięciem. - Gdy dowiedziałam się o tym, że
łączy nas wspólna pasja, zaczęłam mu się częściej przyglądać, z czasem
pozwoliłam sobie na krótkie rozmowy, aż w końcu doszliśmy do wniosku, że
warto podjąć współpracę. Z tego względu, że rodzice mieli w ukrytych
planach nas połączyć, byli bardzo zadowoleni, gdy ogłosiliśmy zaręczyny.
-
Zaskakujące! – Helen faktycznie sprawiała wrażenie zadowolonej. Jej
narzeczony, Charles trzymał jej dłoń w swojej i kciukiem kreślił małe
kółka na bladej skórze.- My z Charlesem również poznaliśmy się przez
rodziców i również przypadliśmy sobie do gustu bez ich interwencji.
-
Najwidoczniej nie tylko pasja do mody nas łączy- Hermiona uniosła w jej
stronę swój kieliszek. Po chwili toast wnieśli zarówno Astorowie, jak i
jej przyszywany mąż.
Po pewnym czasie miała wrażenie, że
atmosfera przy stoliku uległa znacznej poprawie i rozluźnieniu. Nie
miała pojęcia, czy to przez to, że wszyscy zaczęli się lepiej poznawać,
czy przez fakt, że zaczynała pić już trzeci kieliszek wina. Snape cały
czas trzymał swoją dłoń na jej nodze, chyba że był w trakcie spożywania
kolejnego dania.
Był naprawdę specyficznym mężczyzną, ale dzięki
temu, że znała jego sposób bycia, bez trudu odgadła jego gesty. Nie
musiał mówić, by wiedziała, czego od niej oczekuje. Delikatne
zaciśnięcie palców na udzie oznaczało, że to ona ma zabrać głos. Gdy
uścisk był silny i stanowczy, dawał jej znak, że lepiej, aby się nie
odzywała i zostawiła to jemu, a gdy szczypał ją boleśnie, wiedziała, że
oznacza to niezadowolenie i karcenie za jej słowa lub gesty.
Astorowie,
mimo początkowych obaw, okazali się wspaniałą rodziną. Helen była pełna
wigoru i bardzo przypominała Stellę, a jej rodzice okazywali im wiele
szacunku i interesowali się wszystkim, o czym zechcieli mówić. Jedynie
Charles milczał i był raczej typem obserwatora, identycznie jak Snape,
który od czasu do czasu zabierał głos w tematach, o których sama miała
nikłe pojęcie.
- … i wtedy niechcący sam się potknąłem, ale
dzięki temu, że chwyciłem się pana Larsa, on nie runął na ziemie. Był
pewny, że mu pomogłem i przez to podpisaliśmy umowę tego samego
wieczoru! - John śmiał się tak głośno, że kilku innych pasażerów
spoglądało w ich stronę. Jego wąsy ruszyły się za każdym razem, gdy
chichotał, a wyglądało to tak komicznie, że Hermiona nie potrafiła ukryć
rozbawienia. Pani Astor starała się dyskretnie otrzeć kilka łez
spływających po jej wypudrowanych policzkach, a jego przyszły zięć
chichotał ukryty za ramieniem narzeczonej. Tylko Snape został
niewzruszony i udawał, że obserwowanie ludzi siedzących wkoło jest o
wiele ciekawsze.
- Mógłby pan jeszcze raz przypomnieć, czym
konkretnie się pan zajmuje?- Gryfonka opanowała się wreszcie i za
wszelką cenę starała się omijać wzrokiem jego wąsy.
- Proszę mi
wybaczyć, ale skoro spędzimy na Titanicu te parę dni, a później zapewne
również będziemy mieli okazję ze sobą przybywać, proponuję, abyśmy
odrzucili wszelkie grzeczności i zwracali się do siebie mniej
oficjalnie. Panie Snape, czy to nie będzie problem?
- Sądzę, że to wiele ułatwi. - Severus wreszcie skupił się na ich stoliku.
-
Wspaniale. Tak więc Hermiono… - John posłał jej uśmiech, a ona znów
miała ochotę zachichotać, kiedy zauważyła, że kilka kropel wina
pozostało pod jego nosem. Snape jakby wyczuł jej zamiary, bo kolejny raz
ją uszczypnął. Tym razem nie została bierna i jej ręką powędrowała
niezauważona na jego nogę, w połowie przykrytą białym obrusem. Była
pewna, że chwyci go za udo, jednak, kiedy wyczuła coś miękkiego,
otworzyła szerzej oczy.
W tym samym momencie jego ręka, która
spoczywała na sukni, przykryła jej dłoń i zatrzasnęła się w żelaznym
uścisku tak szybko, że nie zdążyła opanować zdziwienia. Miała wrażenie,
że Mistrz Eliksirów chce zmiażdżyć jej wszystkie kości, ale po chwili
zrzucił jej zdrętwiałą dłoń ze swego krocza, wyglądając przy tym
zupełnie niewinnie.
W tym czasie John Astor opowiadał z zapałem o
swoim luksusowym hotelu St. Regis w Nowym Jorku oraz współpracy z innym
nowoczesnym hotelem Waldorf- Astoria. Hermiona patrzyła na niego,
udając, że jest niebywale zainteresowana, chociaż w głębi wyła z
rozpaczy nad swoją głupotą.
Chciała dopiec Snape’owi, a wpakowała się w jeszcze większe kłopoty.
Marzyła,
by obudzić się nagle z tego koszmaru, ale wiedziała, że nic z tego.
Snape był prawdziwy, siedział obok, znów pijąc wino i zachowując
kamienny wyraz twarzy. Jednak jego zaciskająca się na nożu pięść
uświadamiała ją, że jest wściekły i gdyby tylko mógł, rozerwałby ją na
strzępy.
Do końca kolacji nie odezwała się ani słowem. Uśmiechała
się tylko, kiwała głową i starała wyglądać na najszczęśliwszą kobietę
na statku. Odliczała kolejne minuty z nadzieją, że za chwilę będzie
mogła wyjść z jadalni i zaszyć się w sypialni. Prawdopodobnie udawałaby,
że śpi, byleby tylko Snape jej nie dopadł.
- Moi drodzy, a teraz
zapraszamy do drugiej sali. - Madeleine wskazała na drzwi, które
znajdowały się przy barze. Gryfonka nie zwróciła na nie wcześniej uwagi,
prawdopodobnie dlatego, że przez całą kolację były zamknięte. Jednak
teraz goście odchodzili od stolików i kierowali się właśnie w tamtym
kierunku. Pani Astor zasunęła za sobą krzesło i kontynuowała.
–
Usiądziemy sobie w wygodnych fotelach, wypijemy po jeszcze jednym
kieliszku wina i zatańczymy. Muszę przyznać, że orkiestra jest wyjątkowa
i gra piękne melodie. Prawda Johnie? - ujęła swego męża pod rękę i
ruszyła przodem. Zaraz za nimi szła Helen z narzeczonym, więc i oni
zmuszeni byli podążyć do drugiego pomieszczenia. Snape bez słowa
wystawił w jej kierunku ramie i szedł, nie zwracając na nią uwagi.
Jednak kiedy Astorowie zniknęli w tłumnie, zwolnił kroku, odciągnął ją
na bok i nie zważając na gapiów, szarpnął za rękę.
- Słuchaj
uważnie, Granger. Jeszcze jedna taka wpadka, a nie ręczę za siebie. To,
że jesteś głupiutką nastolatką, nie usprawiedliwia twoich zapędów. –
wysyczał, patrząc intensywnie w jej czekoladowe oczy. Miała wrażenie, że
przeszywał ją na wylot i już samo jego spojrzenie powodowało u niej
dreszcze.
- Profesorze, to nie tak...Ja wcale nie chciałam. Nie myślałam… To przypadkiem…
- Dokładnie, Granger. Nie myślisz.
-
Naprawdę mi wstyd. - jęknęła i zakryła oczy drżącymi dłońmi. Zdawała
sobie sprawę, że jest kompletną idiotką, a jeśli uda im się jakimś cudem
wrócić do Hogwartu, to straciła wszelkie szanse na dobrą ocenę z
Eliksirów. Snape postara się o to, aby na egzaminie dostała najgorsze
pytania, albo nie dotrwa do testów, bo wyrzuci ją ze swoich zajęć i
nawet wstawiennictwo profesor McGonagall nie pomoże. Spięła się, gdy
poczuła jego palce, które oderwały jej ręce.
- Skończ wreszcie i chodź już. Chciałbym wrócić do kajuty jeszcze dziś.
Skinęła
potulnie głową i ruszyła z nim, wypatrując Astorów. Siedzieli niedaleko
wejścia w dużych, miękkich fotelach, a na stoliku stała taca z
sześcioma kieliszkami oraz pełną butelką czerwonego wina.
-
Jesteśmy! - dziewczyna usiadła w wolnym fotelu i założyła nogę na nogę.
Charles zabrał się za nalewanie alkoholu, a rodzice Helen obserwowali
pierwsze pary, które wyszły na środek sali. Muzyka grana przez ośmiu
mężczyzn różniła się bardzo od znanych jej utworów. Kawałki jazzowe
nigdy nie porywały jej do tańca, jednak patrząc na pasażerów, to właśnie
takie rytmy lubili najbardziej.
Severus siedział od niej dalej niż przy kolacji i była za to wdzięczna, bo nie zniosłaby, gdyby siedzieli ramię w ramię.
Przy
drugim kawałku do tańca dała się porwać córka Astorów, która wirowała
zachwycona w objęciach Charlesa. Kilka kosmyków brązowych włosów
uwolniło się z jej idealnej fryzury i opadały delikatnie na ramiona.
Hermiona zastanawiała się, ile dziewczyna może mieć lat. Nie wyglądała
na starszą od niej, więc istniała szansa, że były w równym wieku.
-
Idealnym zakończeniem tego wieczoru będzie taniec! - John porwał na nogi
swoją żonę, ale za nim poszli w stronę innych par, obrócił się i
spojrzał na nich.
- Proszę nie odmawiać sobie takiej przyjemności. - powiedział zachęcająco i puścił oczko do Snape’a.
- Nie jestem zbyt dobrym tancerzem. - Profesor skrzywił się lekko.
Miała nadzieję, że takie wytłumaczenie wystarczy, bo ona również nie miała ochoty bawić się razem z nim i udawać zadowolonej.
-
Jestem zmuszony nalegać. – starszy mężczyzna zmarszczył lekko brwi i
machnął na nich ręką. Snape westchnął cicho, przymknął na chwilę oczy i
wstał ze swojego miejsca. Chwycił pierwszy kieliszek i opróżnił go dwoma
łykami. Hermiona chciała zapaść się głębiej w fotel, gdy wyciągnął do
niej swoją dłoń. Popatrzyła na nią niepewnie i przesunęła wzrok na jego
twarz.
- Rusz się. - syknął i nie pytając o pozwolenie, porwał ją
na parkiet. Stanął niedaleko Astorów, którzy przytuleni do siebie,
oddawali się w rytm muzyki. Objął ją lekko w pasie i przysunął bliżej
siebie.
- Ręka, Granger. Na moje ramię. - usłyszała złowieszcze
warknięcie. Wykonała polecenie i czuła, jak jej policzki robią się coraz
bardziej czerwone. Nie chodziło nawet o bliskość z profesorem, czy o
to, że wyczuwała bijące od niego ciepło, ale o to, co wydarzyło się
kilkanaście minut temu. Nadal miała poczucie winy i nie wiedziała, jak
ma się zachować. Nie patrzyła na niego. Uciekała głową w bok, chociaż
kątem oka mogła dostrzec, jak przygląda się jej uważnie. Również
Astorowie patrzyli na nich od czasu do czasu, zapewne sprawdzając, jak
im się podoba.
- Granger, przypominam ci, że to jest czas, w
którym masz udawać. Nie ułatwiasz tego swoim zachowaniem. Wyglądasz,
jakbyś miała zwymiotować.
- Nie lubię tańczyć. To dlatego. - rzuciła cicho, nadal unikając kontaktu wzrokowego.
-
Czyżby? - uniósł lekko brew. Wzmocnił uścisk zarówno na jej biodrze,
jak i dłoni, i zaczął prowadzić zdecydowanym krokiem. Była zdziwiona, że
potrafił tańczyć. Snape, człowiek, który zapewne pół życia spędził w
ciemnych lochach, uczył wiele pokoleń, szpiegował i nie raz znosił kary
Voldemorta, był jedną wielką zagadką. Nigdy specjalnie nie zagłębiała
się w życie prywatne swoich profesorów, chociaż zdawała sobie sprawę, że
takowe posiadają. Ale wizja mrocznego Mistrza Eliksirów, który oddawał
się zwykłym, codziennym czynnościom, nawet dla niej była abstrakcją.
Orkiestra
przeszła w znacznie wolniejsze dźwięki, więc i oni byli zmuszeni
zwolnić. Wydawało jej się, że stoi jeszcze bliżej Snape’a, ale nie
wiedziała, kto zmniejszył odległość.
- Graj, Granger. – jego
szept wywołał u niej gęsią skórkę. Musiała przyznać, że potrafił w
genialny sposób operować głosem, dlatego bez ociągania poddała się
rozkazom. W końcu była jego „żoną” i powinna pozwolić sobie na odrobinę
czułości.
Oparła głowę na jego ramieniu tak, że jej usta znalazły się blisko jego karku.
Gdy
wyczuł oddech, który łaskotał jego szyję, niemal warknął i odsunął ją
od siebie. Dziewczyna działała mu nerwy, jednak z drugiej strony zdawał
sobie sprawę, że jest za nią odpowiedzialny i powinien zrobić wszystko,
by wróciła cała i zdrowa do Hogwartu. Dla niego udawanie było czymś
naturalnym. Traktował to jak rozrywkę, a w tym wypadku nie musiał się
specjalnie wysilać. Granger była posłuszna i zdawał sobie sprawę, że
jako jedna z nielicznych, darzy profesorów szacunkiem, łącznie z nim
samym. W czasie kolacji miał ochotę ją zabić. Kiedy poczuł jej rękę na
swoim przyrodzeniu, pierwsze co pomyślał, to, że chce go wyprowadzić z
równowagi i zabawia się jego kosztem. Chociaż takie zachowanie nie
leżało w naturze panny Granger i utwierdził się w tym przekonaniu,
widząc jej speszenie.
Przekrzywił głowę i oparł się podbródkiem o
jej miękkie włosy, bo nie mógł dłużej znieść oddechu na szyi. Poczuł,
jak ręką obejmuje go mocniej za ramię i zatrzymuje się w okolicach
barku. On również pozwolił sobie na śmielszy gest i przysunął ją jeszcze
bliżej. Teraz już nie miał wątpliwości, że to, co ocierało się o jego
klatkę, to jej piersi, które przylgnęły do niego znacząco.
Przymknął oczy i skarcił się w myślach za niedorzeczności. Ale z drugiej
strony… Przecież był tylko mężczyzną.
Dziękuję za dedykację, kocham Twoją pisaninę, a betowanie napisanego przez Ciebie rozdziału było nader przyjemne, ponieważ robisz bardzo mało błędów. Dobra, daruję sobie ohy i ahy, bo wiesz, że każdy rozdział uwielbiam tak samo. Więc dodam jeszcze tyle, spinaj tyłek i bierz się za nexta. Twoja Katia :*
OdpowiedzUsuńKocham Cie bijacz :D
UsuńTyłek zepne w weekend:P
Co ja mogę powiedzieć...
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze genialny, tylko szkoda, że bez kolejnej ciekawostki i zdjęcia :P
Nie trudno się domyśleć jaką scenę podsunęła Ci katia :D Osobiście uważam, że to bardzo trafiona i fajna scena :D
No i fajnie, że Snape już przechodzi od myśli "jestem jej profesorem" do "jestem mężczyzną".
Czekam niecierpliwie na dalszy rozwój wydarzeń!
Mio :)
Mioooo <3 Podoba mi się ta opcja " odpowiedz" xD Przez to nabiłam sobie więcej komentarzy, lol, hahaha xDD
UsuńTak, nasz Severus dorasta
Od czego tu zacząć... Jestem tu całkiem nowa i niewiele wiem co napisać. Więc napiszę tylko, że napisałaś cudowny rozdzialik i czekam z niecierpliwością na kolejny. :) Świetnie piszesz! Aż ciarki po pleckach przechodzą, kiedy czytam.
OdpowiedzUsuńDziękuje:D Nawet kilka takich słów cieszy!
UsuńŚwietnie, że w końcu nowy rozdział! :3
OdpowiedzUsuńJak napisałaś o tej starszej panie do od razu sobie to wyobraziłam i nie mogłam przestać się śmiać. Serio, to musiało nieźle wyglądać. Ale jak doszłam do tej dosyć ciekawej sceny podczas posiłku to mama patrzała na mnie jak na wariatkę. Bo normalne to nie jest, że śmieje się do monitora. Dobrze, że Snape to aktor doskonały bo jakby na jego miejscu byłby ktoś inny to pewnie gwałtowniej by zareagował. No ale przecież to nie jej wina, że nie zna się na anatomii. Rozdział genialny, podoba mnie się! Weny i jeszcze raz weny! <3
-Rose
Ciesze się, że Ci się podoba:D Takie komenty dodają kopa:P A Sev wiadomo, że aktor idealny^^
UsuńPysiame, jak zwykle rozdział cudny i fajnie, że dłuższy. Naturalnie pochłonięty z zapartym tchem <3 Katia dobrze mówi, spinaj dupencję i pisz dalej! Weny :*
OdpowiedzUsuńTak spinam, spinam, ale jeszcze wena musi przyjść :P
UsuńCudowny rozdział. Scena w jadalni idealna! Twoje opowiadanie czyta się bardzo przyjemnie i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ada
Tak, scena w jadalni wymiata xD Chociaż ja na miejscu Hermy nie pozwoliłabym tak szybko zdjąć swojej dłoni, hyhyhy xDD
UsuńUwierz mi, ja też xD
UsuńAda :)
No, jak ja kocham Severusa!!!
OdpowiedzUsuńJest taki... taki... taki no wiesz, coś w stylu: aaaaaaajhasgsuysfywtw♥ :D
Jesteś kochana, że walczyłaś do nocy z tym rozdziałem.
Powiem Ci, opłaciło się, bo jest totalnie totalny!
Chyba najlepszy rozdział dotychczas, jak dla mnie.
Pisz dalej, błagam, błagam. Kocham to opowiadanie !♥!♥!♥!
Masz taki talent, że szok :*
Ta sytuacja, w trakcie posiłku, była niesamowita! Nie wiedziałam, czy chce mi się śmiać, czy współczuć Hermionie... Epickie :D
Tak BTW to śliczny wygląd masz tu na blogu. Tęsknię troszkę za bloxem, ale ja sama przeniosłam bloga, tak samo jak Ty i nie żałuję.
Czekam oczywiście na kolejny rozdział z nieustępliwą niecierpliwością. (Merlinie, ja mam manię, przez Ciebie!)
Pozdrawiam i całuję, Magdalena Malfoy :*
Ubóstwiam Twoje komenty xD są długie^^ zwariowane i szczere:D
UsuńBuziaki:*
O Merlinie, ale wpadka! X'D
OdpowiedzUsuńBiedna Hermiona. I w sumie Severus też. W końcu jest tylko mężczyzną, hehe...
Katastrofa zbliża się nieubłaganie, zaś zabawa wre w najlepsze. Biedni, nieświadomi niczego ludzie.
W każdym razie, niecierpliwie czekam na kolejny rozdział Twojego wspaniałego opowiadania.
Pozdrawiam cieplutko ♥
bullek
Bardzo Ci dziękuje za te komentarze!
UsuńTak, ludzie nic nie wiedzą i nim ogarną to sie potopią xD Biedactwa:P
Ja też pozdrawiam cieplutko:D
Nie ma mnie kilka dni na blogsferze, a tu takie przenosimy!
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, wpadka Hermiony, myślałam,ze smiecham padne.
Dzięki Merlinowi utrzymujesz ich w kanoniczynym, niejako, zachowaniu!
Cóż, nic dodać, nic ująć :D
Czekam na więcej i dłużej.
Weny.
Pozdrawiam,Lili
Zapraszam na opowiadaniahp.blogspot.com jest tam również sevmione ^.^
Miło mi to słyszeć :D A w wolnej chwili na pewno do Ciebie wpadę :D
UsuńKochana moja ,scenka (wiesz o którą chodzi ) wyszła Ci idealnie ! :D
OdpowiedzUsuńWięcej takich "wpadek" i ze strony Severusa również.
końcówka bardzo ładna . :D
Na minusie takim malutkim,minimalnym,to to ,że nie dodałaś żadnego zdjęcia . :P
Pozdrawiam
Dużo weny.
Twoja hoćka
Zdjęcia dodam pewnie do następnego rozdziału :D
UsuńCieszę się, że Ci się podobało :)
Buziaki <3
omasjdiasjioasfoahfaihfasohiofasioashfiao jakie tło kochanie <3<3<3
OdpowiedzUsuńnapiszesz coś dla nas w ten weekend?
Świetny rozdział. Akcja przy stole komiczna.. :D haha.. No coś się dzieje pomiędzy nimi. <3
OdpowiedzUsuńCudowny blog! *.*
OdpowiedzUsuńDzięki Tobie pokochałam Titanica!
Zwykle mnie nie interesowała ta historia, ale opisałaś to tak pięknie...
http://huncwocka-balanga.blogspot.com/ - zapraszam ;)